środa, 25 stycznia 2012

Houellebecq is the new black?

Już parę lat temu wyrósł na ikonę literatury współczesnej a ostatnia powieść tylko ją ugruntowała. Jury potrzebowało zaledwie kilku minut, aby zdecydować o przyznaniu mu Prix Goncourt. Wydaje się też, że przez odbiorców jest tak ukochany jak i znienawidzony. Oburza, ale intryguje. Cokolwiek myśli się o jego twórczości jedno jest pewne – tych wizji społeczeństwa się nie zapomina. Książek nie odkłada w spokoju i nie przyjmuje bezkrytycznie. Może ten ślad Houellbecqa, który zostaje po lekturze sprawia, że jego czytają wszyscy. Yes, Houellebecq is the new black.




„Czuję się romantykiem. Jak można określić, czy romantyk reprezentuje poglądy lewicowe, czy też prawicowe? Nie o to mu przecież chodzi” – nie jest tajemnicą, że jego głośno wyrażane poglądy irytują niemal wszystkich. Jego poglądy na islam (twierdzi, że jest to najgłupsza i najbardziej okrutna religia) zraziły do niego poprawną politycznie lewicę, a otwarcie wyrażane przekonanie, że prostytucja jest naturalną i ewolucyjnie wykształconą formą stosunków społecznych, zniechęciło czytelników o poglądach bardziej konserwatywnych. Feministki zarzucają mu dyskredytowanie osiągnięć ruchu emancypacji kobiet, tradycjonaliści - szerzenie pornografii. Ale mówienie, że to po prostu kontrowersyjna postać jest bardzo dużym uproszczeniem. Weźmy chociaż ,,Cząstki elementarne”, powieść przedstawiającą jedną z brutalniejszych prawd o kondycji współczesnego społeczeństwa. Jedyną wartością, tym, czego Zachód nieustannie szuka, jest fizyczna rozkosz, skrajny hedonizm, któremu na przeszkodzie stoi zanik czułości i prawdziwej seksualności. Rozczarowującą, niesatysfakcjonującą namiastką seksu jest na Zachodzie sadomaso, perwersja i okrucieństwo. Współczesny człowiek nie jest zdolny do nawiązania prawdziwych i trwałych więzi. Tylko pozą jest dobra i szczera miłość rodzicielska. Jesteśmy uwięzieni w świecie konsumpcjonizmu, komercji. Jesteśmy więźniami własnego sukcesu i cudownych perspektyw na życie, w którym wydarzyć może się wszystko i na pewno nie wydarzy się nic. Wszyscy jesteśmy smutni i bardzo samotni. - Houellebecq pokazuje ludzi, których zdradziły ich własne idee, którym wymknął się świat, który tworzyli - Cezary Michalski komentuje - Są tacy sami, jak ci sprzed rewolucji 68 roku. Są tak samo uzależnieni od seksu i walki o dominację. Emancypacja miała być jeszcze bardziej radykalnym wyjściem z Hobbesowskiego świata natury niż tzw. tradycyjne struktury (rodzina, państwo itd.). Paradoksem jest to, że nowoczesność powróciła do stanu natury w tym negatywnym Hobbesowskim wydaniu. I nie jest to diagnoza jednej książki, dołującej wizji. Ta diagnoza przebija się przez "Mapę i Terytorium", przez "Platformę"…




Po lekturze nasuwa się okrzyk „nie, tak nie jest, świat nie jest aż tak smutnym i pustym miejscem”. Ale czy na pewno? Wydaje się, że Michel Houellebecq wie o czym pisze. Został wychowany przez babcię, jego rodzice, m.in. za sprawą rewolucji obyczajowej, niewiele się nim zajmowali. Przeżył rozwód, wiele depresji i pobyty w klinikach psychiatrycznych. Długo mu się nie wiodło w życiu. W ,,Mapie i terytorium” sam odmalował obraz Houellebecqa, pisarza samotnego, żyjącego w swoim zamkniętym świecie, stroniącym od ludzi. Chyba najsmutniejszym stwierdzeniem w całej książce jest jego wyznanie : „Najbardziej lubię koniec grudnia, kiedy ciemno robi się o czwartej. Mogę włożyć piżamę, łyknąć środek nasenny, położyć się do łóżka z butelką wina i książką. Tak właśnie żyję od lat. Słońce wstaje o dziewiątej, zanim człowiek się umyje i wypije parę kaw, robi się południe i trzeba już przetrwać tylko cztery godziny, co zazwyczaj udaje mi się prawie bezboleśnie. Ale wiosna jest nie do zniesienia, niekończące się cudowne zachody słońca, jak w jakieś pieprzonej operze, wciąż nowe kolory, nowe blaski: raz postanowiłem zostać tu przez całą wiosnę i lato; myślałem, że umrę; co wieczór byłem na skraju samobójstwa, przez ten zmrok, który godzinami nie chciał zapaść.”

Czy można jednak doszukać się u Houellebecqa pewnej tendencji moralnej? - Być może przez penetrowanie, nicowanie, wnikanie w zło, dochodzimy już do tej dobrej strony – komentuje Kazimiera Szczuka. - Mówiono tak np. o "Podróży do kresu nocy" Celline'a czy o twórczości Różewicza. W taki chyba sposób należy pojmować sytuację Houellebecqa. Mimo że jest on tak okropny i tak obsesyjnie zajęty niszczeniem naszych kulturowych i emocjonalnych przywiązań do tego, co uznajemy za dobre. Chce nas wytrącić w ten sposób z tego poczucia, że jednak świat jest dobry, czyli pozbawić tej nagrody, którą czytelnik na ogół chce dostać od pisarza.
Warto przytoczyć tez spostrzeżenie Magdaleny Miecznickiej. Niektórzy sądzą, że pokazując niemoralnych i cynicznych ludzi, pisarz chce nam dowieść degrengolady Zachodu. A więc: dystansuje się od postaci. Sam jest konserwatystą, który ubolewa nad rozpadem więzi międzyludzkich w nowoczesnym świecie, szczególnie zaś w świecie zarażonym wirusem indywidualizmu, hedonizmu i przesadnego liberalizmu. Wirus ten, dodajmy, został rozprzestrzeniony przez rewolucję '68 roku. Pokazując więc bohatera, dla którego pierwsze zmarszczki u żony są dostatecznym powodem, żeby zgodzić się na rozstanie, Houellebecq chce pokazać, że miłość na Zachodzie się skończyła ("Możliwość wyspy"). Opisując mężczyznę, który organizuje turystykę seksualną do Tajlandii, dowodzi, jak bardzo staliśmy się nieszczęśliwi i samotni ("Platforma"). A więc jego wyznanie: "co do wolności, byłem raczej przeciwko", nie byłoby żadną prowokacją, tylko deklaracją moralną. Bowiem wolność na każdym polu prowadzi do rywalizacji na każdym polu - a rywalizacja prowadzi do zaniku uczuć braterstwa, a więc do egoizmu, a więc do samotności.




Michel Houellebecq jest bardzo dobrym pisarzem. Realistą o romantycznej duszy z tendencją do poezji. I choć rozgłos przynoszą mu kontrowersyjne poglądy na nas, współczesnych konsumpcjonistów, myślę, że podświadomie ceni się jego książki za niuanse i metafory, którymi operuje, aby te poglądy ukazać. Czy jakikolwiek inny pisarz umiałby śmiać się ze świata sztuki i często łatwych pieniędzy artystów, wymyślając Jeda Martina, który fotografuje mapy Michelina twierdząc, że mapa jest ciekawsza od terytorium i żyje z tego pomysłu kilka lat, aż do zrealizowania realistycznych obrazów pod tak intrygującymi tytułami jak „Damien Hirst i Jeff Koons dzielą między sobą rynek sztuki”. Tajemnicą sukcesu pisarza jest chyba fakt, że nie tylko ma coś do przekazania, ale posiada też warsztat i pomysł, aby zrobić to w sposób intrygujący i przyciągający czytelnika. Jeśli ktoś jeszcze nie sięgnął po żadną z jego pozycji z powodu eksploatacji nazwiska autora i krytyki, która towarzyszy jego książkom – mówię, że warto choć przekonać się, co tak naprawdę powoduje tyle hałasu. I mam nadzieję, że choć w tak smutnym, to pożyjemy w społeczeństwie wiele lat i nie spełni się wizja świata z „Możliwości wyspy”. Jaka? Trzeba przeczytać.





Serdecznie dziękuję też za wszystkie oddane głosy, choć nie udało się, jestem bardzo wdzięczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz