środa, 4 stycznia 2012

Niech żyje karnawał. David LaChapelle

“Mr. LaChapelle who has the potential to be the genre's Magritte”
 "A lot of nudity is just gratuitous. But someone who makes me laugh is David LaChapelle. I think he's very bright, very funny and good." 



Jeśli tak mówią o tobie Richard Avedon i Helmut Newton na łamach New York Times, coś musi być na rzeczy.  Choć LaChapelle budzi zachwyt wielu, choć, tak jak jego prace, sam jest ikoną popkultury,niesie za sobą wiele ambiwalentnych uczuć. Prawdziwy artysta? Komercyjny fotograf, naginający swoje zasady dla popularności i dobrych układów z celebrytami? Jedno jest pewne – obok jego wymuskanych, dopracowanych w każdym calu i przepełnionych detalami fotografii nie da się przejść obojętnie. Można ich nie lubić, można nie uważać za prawdziwą sztukę, ale podobnie jak z Dalim, jak z Warholem – nie można ich nie zauważyć.

O Warholu wspominam nie przez przypadek. To on zatrudnił młodego, nieznanego jeszcze licealistę do sesji dla Interview. I to z pop-artu LaChapelle czerpie pełnymi garściami, wykorzystując go wedle swoich potrzeb, tworząc wyjątkowy, nieco dziwaczny, lekko kiczowaty, ale niezwykle wyrazisty styl. Śmiało stwierdzić mogę, że perfekcyjnie odpowiedział na potrzeby współczesnego rynku popularnego. Prace czasami obrazoburcze, prześmiewcze, bogate w detale, z wielkimi dekoracjami, niczym na planie filmowym. Idealnie wymuskane postaci w rolach tak oryginalnych, że zawsze szeroko omawianych.  Czegoś takiego potrzebuje każdy kolorowy magazyn i wiele gwiazdek. Jeśli dołączymy do tego dobrą technikę i dbałość o szczegół - mamy przepis na idealnego fotografa popkultury. Ale z takim nazwiskiem musiało być mu pisane stanąć na ołtarzu fotografii i stać się jednym z jej współczesnych bożków. («chapelle» z fr. kaplica)





David LaChapelle urodził się w Connecticut w 1969 roku. Szkolił się jako artysta plastyk w North Caroline School of the Arts, zanim przeniósł się do Nowego Jorku. Po przybyciu LaChapelle zapisał się zarówno do Ligi Studentów Sztuki oraz School of Visual Arts. Gdy zaczyna się drogę kariery od pracy dla Andy Warhola nie można źle skończyć. Przed jego obiektywami stawali Lance Armstrong, Pamela Anderson, Li'l Kim, Uma Thurman, Elizabeth Taylor, David Beckham, Paris Hilton I wielu innych. Każdy chce stać się częścią tego niesamowitego świata fantazji i kolorów, które serwuje nam w swoich pracach. Nazwano go nawet Fellinim fotografii, co powinno go ucieszyć, zważywszy na fakt, że próbuje swych sił także jako filmowiec. Rozszerzył swoją pracę o m.in. teledyski, wydarzenia teatralne
i filmy dokumentalne. Na swoim koncie ma reżyserię m.in. teledysków dla takich wykonawców jak Christina Aguilera, Moby, Jennifer Lopez, Britney Spears, The Vines i No Doubt. "To My Life" z Gwen Stefani zdobył nagrodę za najlepsze pop video na MTV Music Video a sam LaChapelle otrzymał Dyrektor MPVA of the Year w 2004 roku. Z dorobku fotograficznego warto wymienić, że jego fotografie zostały zaprezentowane
w licznych galeriach i muzeach, w tym Staley-Wise, Deitch w Nowym Jorku; Fahey-Klein Gallery w Kalifornii a na arenie międzynarodowej w Artmosphere
w Wiedniu; 
Reflex Amsterdam; Maruani i Noihomme w Belgii; Sozzani
i Palazzo delle Esposizioni we Włoszech, Fundacja Helmuta Newtona w Berlinie oraz
w Barbican Museum w Londynie.

Jego bezkompromisowe poświęcenie oryginalności jest legendą
w konkurencyjnych i trudnym świecie mody, filmu, reklamy i sztuki współczesnej. 
Jego niezwykłe obrazy pojawiły się na okładkach magazynów, takich jak włoski Vogue, Vogue francuski, Vanity Fair, GQ, Rolling Stone i iD. To, co ja najbardziej cenię w jego pracach to fakt, że ciężko pomylić jego zdjęcia z kimś innym. Że tak bardzo inspiruje się historią sztuki i umie połączyć ją ze współczesnym street artem, pokazując wszystkie aspekty współczesnej kultury popularnej. Jego zdjęcia śmiało mogłyby być obrazami surrealistów z poprzedniego wieku. Że niebanalne kompozycje, scenografie i kolory przenoszą widza w inny świat. W bajkę, gdzie każdy może być niezwykłą postacią, gdzie można zapomnieć o codzienności, gdzie ciągle trwa karnawał, gdzie Jezus je ostatnią wieczerzę z hip-hopowcami, gdzie praca jest zabawą dla fotografa a o to chyba w sztuce chodzi. Nie powiesiłabym sobie jego zdjęcia na ścianie, bo bliższe są mi stylistyki panów wypowiadających się wyżej o LaChapellu, ale chętnie postawiłabym album z jego reprodukcjami na półce, aby czasem przenieść się w ten psychodeliczny świat.



Dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się o nim więcej - krótki filmik dokumentalny:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz