piątek, 7 grudnia 2012

„Picasso betonu” nie żyje. Oscar Niemeyer.

W środę świat obiegła wieść, że Oscar Niemeyer nie żyje. Architekt zmarł w Rio de Janeiro na kilka dni przed 105 urodzinami. Do ostatnich dni był sprawnym i pełnym sił twórczych artystą, dzięki czemu do końca mógł wykorzystać swój ogromny talent. W mieście, w którym urodził się i zmarł, pracował przez ponad 80 lat. Na całym świecie podziwiać może ponad 600 jego realizacji. Oprócz betonowych pomników, świadczących o jego wielkości, 104-letni Niemeyer pozostawił także jedną córkę, pięć wnuków, 13 prawnuków, i 7 pra-prawnuków, a także swoją drugą żonę, z którą ożenił się mając 99 lat.


Niemeyer, wywodzący się z rodziny niemieckiego pochodzenia, urodził się w 1907 roku. W 1934 ukończył studia na Narodowej Akademii Sztuk Pięknych, a jeszcze w czasach studenckich był współpracownikiem Lucio Costy - znanego brazylijskiego architekta. W jego pracowni został wyznaczony do pomocy Le Corbusierowi przy opracowaniu projektu Ministerstwa Kształcenia Publicznego. Niemeyer znalazł się pod silnym wpływem jego architektury. Szybko wytworzył jednak swój osobisty, abstrakcyjny styl, osadzający modernizm w miejscowym klimacie kulturowym. Niemeyer czerpał z różnych trendów w architekturze, natomiast jego projekty są esencją kultury brazylijskiej. Każdy jego budynek jest połączony korzeniami z ojczystym krajem - tradycją, historią, klimatem, kuchnią. Jego projekty charakteryzowały się nie tylko silnym osadzeniem w kulturze, ale także dominantą betonu i niezwykle modernistycznym charakterem. Sam o architekturze mówił tak: Najpierw były grube kamienne mury, łuki, później kopuły i sklepienia - tworzone przez architekta poszukującego większych przestrzeni. Teraz konstrukcja żelbetowa daje skrzydła naszej wyobrażani dzięki moż1iwości przekrywania dużych rozpiętości i niezwykłym rozmiarom wsporników. Beton, nieodłączny element architektury, pozwala jej wyzbyć się przebrzmiałych racjonalistycznych rozwiązań z ich nieodłączną monotonią i powtarzalnością. Poszukiwanie piękna, fantazji, stale obecny element zaskoczenia - wszystko to świadczy, że dzisiejsza architektura nie jest tylko skromnym rzemiosłem o wąsko zakreślonych granicach, ale sztuką wykorzystującą technologię: lekką, twórczą i nieskrępowaną. Jak kiedyś powiedział Charles Baudelaire: ,,To, co nieoczekiwane, nieregularne, zaskakujące, jest istotą i charakterystyką piękna". Tyle, moi przyjaciele, mam do powiedzenia na temat architektury, zawodu, który przywiązał mnie na całe lata do deski kreślarskiej, na wezwanie rządu i klas uprzywilejowanych, nieczułych na biedę, ciążącą nad światem pełnym niesprawiedliwości społecznej, lekceważącego ubóstwo, którego nasz zawód nie jest w stanie naprawić.

Zasłynął przede wszystkim z wzniesionych według jego projektu z roku 1960 rządowych budynków w Brasilii - nowoczesnej stolicy kraju, nazywanej "największą utopią architektoniczną XX wieku". W 99. urodziny Niemeyera odbyła się w tym mieście inauguracja kolejnej jego budowli: muzeum w formie kopuły z biblioteką na 500 tys. tomów. Są one dopełnieniem kompleksu miasta, które w 1987 roku wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Do jego głównych dzieł oprócz Brasilii należą m.in. siedziba wydawnictwa Mondadori w Mediolanie (1968-75), siedziba francuskiego dziennika "L'Humanite" i partii komunistycznej we Francji (1967-72) oraz gmach Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Algierze. Do najbardziej cenionych należy też panteon wolności im. byłego prezydenta Tancredo Nevesa (1985 r.) i o rok późniejszy pomnik "Nigdy więcej tortur". Niemeyer jest także twórcą koncepcji realizowanej przed Igrzyskami Olimpijskimi 2016 roku przebudowy Sambodromu w Rio. Projekt ten, oraz fakt, że w ostatnich latach wydawał kwartalnik poświęcony architekturze, literaturze i sztuce "Nosso Caminho",
potwierdzał po raz kolejny, że Niemeyer mimo chorób w ostatnich latach zachował pełnię sił twórczych.

Katedra w Brazylii

Centro Niemeyer, Hiszpania

Niterói Contemporary Art Museum, Brazylia

Jury, które przyznało mu nagrodę Pritzkera, największe wyróżnienie dla architekta, swój wybór uzasadniła tak: W historii narodu zdarza się taki moment, kiedy pojedynczy człowiek zdoła uchwycić samą esencję jego kultury i nadaje jej kształt. Dzieje się tak czasem w muzyce, malarstwie, rzeźbie lub literaturze. W Brazylii esencję tę zawarł w swej architekturze Oscar Niemeyer. Jego projekty budynków są odzwierciedleniem kolorów, światła i nastroju jego ojczyzny.
Uznany został za pioniera nowych tendencji architektonicznych na półkuli południowej. Jego projekty są gestami artystycznymi, wspartymi logiką i materią. Jego poszukiwania wielkiej architektury, połączonej korzeniami z jego ojczystym krajem, doprowadziły do stworzenia nowych form plastycznych i poetyckich budynków nie tylko w Brazylii, ale i na całym świecie. Nagroda Pritzkera została mu przyznana za osiągnięcia jego całego życia.

Oscar Niemeyer Museum, Brazylia

Brazilian Federal Supreme Court





czwartek, 15 listopada 2012

Szare eminencje. Filmy krótkometrażowe.


kadr z filmu ,,God of Love"

Przyznajcie się. Ile filmów krótkometrażowych widzieliście w życiu? Dlaczego liczba, o której właśnie pomyśleliście jest w tak dużej dysproporcji do liczby filmów o pełnym metrażu? Przecież są dużo krótsze, więc logiczne by było, że w czasie jednego posiedzenia obejrzycie ich z 5. Że mniej się ich produkuje? Nie puszcza się ich w telewizji? W kinie dostępne są tylko na specjalnych projekcjach? Zgaduję, że nigdy jakoś specjalnie nie zajmował was ten temat, może ewentualnie jesteście fanami animacji Pixara, puszczanymi w kinie przed Epoką lodowcową i tym podobnymi (o tak, ja też jestem ich fanką). Mnie też długo nie zastanawiało, gdzie mogłabym je zobaczyć, czy istnieją shorty (bo tak potocznie się o nich mówi) na najwyższym poziomie. Ale jak już raz odkryłam je dla siebie, okazało się, że są bardziej obecne, niż można by przypuszczać, a jesień to czas, gdy możliwości ich zobaczenia wyrastają jak grzyby po deszczu.

Filmem krótkometrażowym określa się produkcję nie przekraczającą 60 minut, ale najczęściej są one krótsze. Różne festiwale przyjmują inny limit czasowy, nawet 15 min, ale jeszcze w latach 60tych trwały przeciętnie 20-30. Właśnie lata 50-60te to bardzo dobry czas w historii ich rozwoju. Niskobudżetowe, łatwiejsze w realizacji pozwalały na wyrażanie się przez większą ilość twórców. Były też świetnym polem do przesuwania granic przyzwoitości w filmie, na co nie pozwalał w takim stopniu pełny format. Choć po formę shortu sięgali raczej artyści niszowi, undergroundowi, to inspirowały one największych twórców, czego najlepszym przykładem jest „La jetée“ z 1961 roku w reżyserii Chrisa Markera, którego remake’m było „12 małp“. Za pierwszy film krótkometrażowy uznaje się „Roundhay Garden Scene“ z 1888 roku przedstawiający rodzinę reżysera filmu, Louis‘a Aimé Augustin le Prince’a. Wcześniej czy później sięgnęli po tę formę najwięksi twórcy – Andy Warhol, David Lynch czy Werner Herzog.


tuż przed pokazem w ,,Znajomi Znajomych"

Zadziwiające, ile festiwali i miejsc w największych konkursach mają shorty. Ale o tym zaraz. Natykając się na co rusz to nowe pokazy krótkometrażówek zastanowiło mnie, ile rocznie się ich tworzy. 1000? 5000? Wpisałam takie zapytanie w google, ale nie znalazłam żadnej konkretnej odpowiedzi. Jeśli wierzyć jednak danym, na typowy festiwal filmów krótkometrażowych wpływa ok. 3000 filmów, myślę, że ilość produkcji na całym świecie spokojnie można liczyć więc w wielu tysiącach. Poruszają one tematy od najpoważniejszych po komediowe. Mają formy impresji, studiów reżyserskich czy animacji. Naprawdę warto wybrać się na pokazy, gdzie shorty są tak zestawiane, że stanowią swoisty przegląd najciekawszych obrazów roku, ukazując całe spektrum możliwości jakie daje ta forma. Temat ten poruszam nieprzypadkowo teraz, gdyż połowa listopada to sam środek wydarzenia, jakim jest POKAZ SHORTÓW. To ogólnopolska akcja – wyselekcjonowane filmy krótkometrażowe zobaczyć można na specjalnych pokazach w ponad dwudziestu miastach w całej Polsce. Co ważne, są one darmowe, odbywają się w domach kultury, klubokawiarniach i kinach. Pokazy podzielone są na 3 smakowite sekcje – aperitif, main course i superdesery. Miałam okazję oglądać je od końca, gdyż rozpoczęcie pokazów w Znajomi Znajomych zaczęło się od ostatniej sekcji, z winem i pysznymi krówkami. Wczoraj zobaczyłam główną sekcję w Regeneracji i muszę przyznać, że przy kilku słabszych, większość filmów jest na świetnym poziomie. Nie ladagratką jest ,,God of love” Luke’a Matheny, zdobywaca Oscara w 2011. Choć wyświetlano go już na pokazie w Kino Lab, to za drugim razem jest tak samo uroczy. Opowiada o o zakochanym muzyku-mistrzu gry w strzałki, który marzy by wybranka odwzajemniła jego uczucia. Pewnego dnia dostaje tajemniczą przesyłkę, dzięki której może zabawić się w Kupidyna i spełnić swoje marzenie. Czy można pokochać kogoś wbrew swojej woli i czy taka miłość jest na zawsze? Przekonajcie się.


,,Danny Boy"

Nie brakuje też bliskich mojemu sercu animacji – i tutaj polski akcent, świetna praca Marka Skobeckiego „Danny Boy“, opowieść o chłopcu, który wyraźnie różni się od reszty bezgłowych mieszkańców miasta. Pewnego dnia na jego drodze pojawia się dziewczyna – czy zaakceptuje jego odmienność? Film jest ironiczną satyrą społeczną o alienacji jednostki i jej miejscu w strukturze społeczeństwa. Film został nagrodzony m.in. Srebrną Kreską na Ogólnopolskim Festiwalu Autorskich Filmów Animowanych w Krakowie. Uwagę zwraca też animacja, która stworzył Michael Please „Żuk Eaglemana”. Życie Petera upływa na fascynacji i strachu związanym ze zjawiskiem przyspieszania czasu, które towarzyszy procesowi starzenia. Fascynacja przeradza się wkrótce w obsesję, a Peter sięga po coraz bardziej radykalne sposoby kontrolowania i przeciwdziałania przyspieszaniu upływu czasu. Film został nagrodzony w 2011 roku BAFTA Award. Nagroda krytyków w Clermont-Ferrand, wyróżnienie w Annecy.
Pokazy Shortów trwają cały listopad i jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że odbywają się gdzieś obok was. Warto więc odwiedzić stronę www.szorty.pl i zapoznać się z harmonogramem.

Okazuje się, że wystarczy rozejrzeć się na około, żeby dostrzec możliwości zobaczenia filmów krótkometrażowych najwybitniejszych twórców. Bo jeśli nie masz możliwości uczestniczyć w Warszawskim Festiwalu Filmowym i jego czterech pokazach w tej sekcji konkursowej, bardzo dobrym Krakowskim Festiwalu Filmowym poświęconym krótkim metrażom, animacjom i dokumentom, poznańskim Short Waves, który objeżdża miasta całej Europy czy białostockim ,,żubrOFFka” (tych festiwali jest w Polsce naprawdę sporo, wystarczy poszukać!) warto śledzić program offowych kin, gdzie czasami urządzane są takie jednorazowe przeglądy. A jeśli daleko i do festiwali, żadego kina w pobliżu, jest też trzecia opcja. W świecie filmu powstało już kilka bardzo dobrych w rezultacie inicjatyw, które połączyły prace najwybitniejszych twórców w jeden film. Przykładem tego mogą być dwa filmy: ,,Ten minutes older: the trumpet” i ,,Ten minutes older: the cello” – projekt zakładał, że najwybitniejsi reżyserzy opowiedzą o czasie w dziesięciominutowych nowelach. I tak, dzięki temu mamy zawarte w 2 filmach prace tak wielkich nazwisk jak Jarmush, Herzog, Wenders czy Bertolucci. Nie ma chyba lepszej zachęty, prawda?
Jeśli chodzi o połączenie nowel świetny reżyserów nie można nie polecić „New York Stories”, którego twórcami są Woody Allen, Martin Scorsese i Francis Ford Coppola. Ach, no i ten świetny plakat!



I jak skusicie się, żeby obejrzeć jakiś film krótkometrażowy? Tylko nie mówcie, że nie wystarczy wam czasu! ;]

piątek, 19 października 2012

Moda na blogi modowe.

Jeszcze kilka lat temu, kiedy nawet w Stanach Zjednoczonych internetowy świat mody był małym i raczej hermetycznym miejscem, pojawiła się chuda i ekstrawagancka dziewczynka pokazująca swoje stylizacje na blogu. Nie była oczywiście jedyna i na pewno strona zginęłaby w morzu jej podobnych, gdyby nie cięty język autorki oraz coraz odważniejsze stylizacje. Nagle okazało się, że trzynastolatka z Chicago, ubierająca się w second-handach, publicznie krytykuje kolekcję Zaca Posena, wytyka błędy w stylizacjach największych gwiazd. Na reakcję świata mody nie trzeba było długo czekać – blog Tavi Gevinson stał się jednym z najpopularniejszych miejsc w sieci. Do odwiedzania go przyznają się projektanci, styliści, celebryci. A autorce napisał The New York Times, zaproszono ją na Tydzień Mody w Nowym Jorku, gdzie pozowała pod ramię z Marckiem Jacobsem i bez skrępowania opisywała obejrzane kolekcje na blogu. Coś zmieniło się nieodwracalnie.









Do zamkniętego świata wielkiej mody, przeznaczonego tylko dla wybranych, mogą mieć dostęp zwykli miłośnicy i to oni zaczynają wywierać realny wpływ na jego kształt. Moda żyje w sieci swoim życiem i to nie mogło zostać zlekceważone. Zjawisko bloga modowego pojawiło się kilka lat temu i z biegiem czasu tylko przybrało na sile. W Internecie aż roi się od miernych stron nastolatek, prezentujących swoje codzienne stylizacje, bez większego polotu czy głębszej myśli. W końcu bloga może założyć każdy. Są jednak strony-perełki prowadzone przez osoby inteligentne, oryginalne i bezkompromisowe. To oni współtworzą współczesny świat mody. W USA szybko wyklarowali się hegemoni modowych blogów, którzy stali się bardziej opiniotwórczy niż największe tytuły modowe. Nic w tym dziwnego – ich strony są łatwo dostępne, darmowe, bez dystansu do czytelnika. Notki pojawiają się szybciej niż drukowane magazyny, są więc pierwszym źródłem informacji. Polska projektantka, Ewa Minge, przyznała, że internetowe blogi to pierwsze miejsce, do którego zagląda po premierowym pokazie. Stylizacje i komentarze na temat kolekcji umieszczane w sieci są tak ważne, że ich autorów regularnie zaprasza się na pokazy mody, do programów telewizyjnych, na sesje zdjęciowe. Zdjęcia stylizacji najpopularniejszych blogerów, takich jak Jane Aldrige, Bryan Boy czy Cocorosa zdobią okładki magazynów, pojawiają się w najważniejszych tytułach – Vogue, Vanity Fair. Od ich imion nazywa się buty czy torebki. Talent i zmysł do mody młodych blogerów wykorzystują też projektanci, zapraszając do współpracy przy nowych projektach. Efektami takich kooperacji są kolekcje Urban Outfitters czy Etam. Blogsfera okazała się również idealnym miejscem na reklamę. Nie jest dzisiaj tajemnicą, że pokazywane w blogowych stylizacjach ubrania od czołowych projektantów są często prezentem dla blogerów w zamian za prezentację ich w poście. Najpopularniejsze strony są także obwieszone bannerami reklamowymi, sponsorowanymi konkursami… Jest to ziemia obiecana dla reklamodawców – stosunkowo tania, odwiedzana masowo przez potencjalnych klientów. Marki prześcigają się w zdobywaniu najpopularniejszych blogerów, wysyłając im nie tylko ubrania czy dodatki, ale zapraszając na prywatne imprezy czy nawet…fundując zagraniczne wycieczki. Wydaje się więc, że prowadzenie takiej strony to dobry pomysł na życie. Oczywiście tylko dla wybranych. A jak to zjawisko wygląda w Polsce?

Moda na blogi fashion napłynęła z lekkim opóźnieniem. A i sama sytuacja wygląda nieco biedniej. Jednymi z najdłużej działających i najbardziej popularnych są niewątpliwie adresy szafasztywniary, alicepoint i madamejulietta. Wyróżniają się ciekawymi i dobrymi zdjęciami, urozmaiconą tematyką postów i niebanalnymi stylizacjami. Ich autorki nie mogą narzekać też na brak odzewu ze strony świata mody. Wystarczy przytoczyć postać Alicji Zielasko (alicepoint), której stylizacje ukazywały się na stronie Vogue’a a ona sama ma na koncie współpracę z duetem Paprocki-Brzozowski. Miejscem w sieci, na które warto zwrócić uwagę jest też strona Arety Szpury, która tak często jak swoje stroje omawia to, co dzieje się na polskiej scenie modowej. Jej projekt Local Heroes sprawił, że Polacy noszą niebanalne koszulki, a na tę z napisem ,,doing real stuff sucks” skusiły się nawet gwiazdy w Hollywood. Ale takich osób nie ma wiele. Bo choć polska blogsfera modowa przeżywa prawdziwe oblężenie, to w znacznej ilości składają się na nią strony młodych osób, prezentujących swoją stylizacje wraz z notką o cenie i pochodzeniu stroju. Nic więcej. Żadnych przemyśleń, żadnego zdania na temat zjawisk , trendów występujących w dziedzinie, której podobno są pasjonatami. Za kilka darmowych ubrań promują przeciętne marki, godzą się na kompromisy, a chyba taka była idea takich stron. Zdecydowanie brakuje też osób dokumentujących uliczną modę na miarę Scotta Schumana, autora The Sartoralist. Chlubny wyjątek to streetfashionincracow, które udowadnia, że nie brak nam barwnych indywidualności. Może więc znajdzie się niedługo ktoś cięty i bezkompromisowy, kto skupi się na polskim świecie mody a nie wyłącznie na dnie swojej szafy? Bo można odnieść niemiłe wrażenie, że tak duże zainteresowanie modą to tylko…chwilowa moda.




Czy z fenomenu bloga modowego płyną jakieś wnioski? Tak. Sieć to potrzebne i zbawienne miejsce. Bo okazuje się, że odbiorcami tego, co pokazuje świat mody może być każdy i może mieć swoje przemyślenia. Wielka moda przestała być czymś odległym i niedostępnym. Projektanci i marki zaczęły liczyć się ze zdaniem ,,ekspertów”
z Internetu, a nawet z nimi kooperować. Ale czy przy całym tym blogowym szaleństwie nie warto zwolnić i zastanowić się, czy świat mody nie zapędził się za nadto, próbując zadowolić wszystkich? Czy nie traci trochę ze swojego wysublimowania? Jak w każdej dziedzinie życia tak i z modowymi blogerami – trzeba umieć znaleźć osoby wyjątkowe, inteligentne i znające się na dziedzinie, którą się znajmują, aby ich zdanie było warte wysłuchania.

poniedziałek, 8 października 2012

Handlettering według Nate’a Williamsa


Nate Williams to pochodzący z zachodniej części Stanów Zjednoczonych ilustrator i projektant. Przez 3 lata studiował rzeźbę, potem pracował w agencji reklamowej, w dziale rozrywki Microsoft Home i dla Xbox, ale po wielu latach niesatysfakcjonującej pracy, zainteresował się ilustracją i bardzo szybko okazało się, że jest do niej stworzony. Wypracował swój własny, niepowtarzalny, niewymuszony styl, który trafia tak do dzieci, jak i dorosłych. Nie musiał długo czekać, aby jego prace zostały zauważone – szybko zaczął publikować w czasopismach, tworzyć dla reklamodawców, wydawnictw, na potrzeby tekstyliów, aranżacji wnętrz… Częściowa lista klientów obejmuje: Converse, V2 Records, HarperCollins,, Cartoon Network, New York Times, Microsoft i Urban Outfitters. Niewątpliwą dominantą i najbardziej charakterystyczną cechą prac Williamsa jest ręczne liternictwo. Sam często podkreśla, jak ważne jest ono dla jego pracy. Zagadnieniu handletteringu poświęca sporo miejsca na swojej stronie internetowej, tam też zamieścił wywiad, w którym tłumaczy dlaczego wybrał właśnie taki sposób wyrazu:


Co sprawia, ze wybierasz odręczną typografię?

Powód 1 – ręczne liternictwo nadaje słowom ich ton, mówi widzowi, jak interpretować je na poziomie podprogowym. Lubię horrory ze ścieżką dźwiękową - jeśli nie słyszysz strasznej muzyki, gdy ktoś wchodzi do piwnicy ... to nie jest straszne.

Powód 2 - Gdy byłem dzieckiem, miałem trudności w uczeniu się . Kiedy starałem się czytać książki, moje oczy skakały po całej stronie . To zmusiło mnie patrzenia na litery jako formy / obiekty, a nie słowa, które reprezentują.

Kiedy wykonujesz odręczne liternictwo, myślisz o rysowaniu tego słowa, czy też próbujesz artykułować poszczególne litery?

Powiedziałbym słowo .. większość napisu jest częścią większej rodziny .. Myślę, że jeśli koncentruję się na każdej literze osobno, jest to zbyt wystylizowane i rozpraszające, ale nie zawsze są wyjątki.

Czy podczas rysowania słowa sens i kontekst są zawsze ważne, czy po prostu liczy się, jak to wygląda?

Obie te rzeczy. Czasami słowo może wyglądać jak koncepcja tego, co oznacza a czasami po prostu oddaje nastrój .. interpretuję słowo jako radosne, smutne, energetyczne, itp.

Jak ważne jest dla Ciebie współgranie tekstu i obrazu?

Bardzo ważne .. Lubię mieszanie liternictwa z ilustracjami. Myślę, że równoważą się nawzajem – wyobrażenia są bardzo organiczne a formy literowe mechaniczne, więc dostarczają zupełnie innych informacji i dopełniają się.

Czy uważasz, że czcionki są lepsze, jeśli są one stworzone przez rękę?

Wszystko zależy od tego jakie są cele twórcy - nie ma jednego rozwiązania dla wszystkich.

Dlaczego nie ma więcej ręcznego liternictwa we współczesnym projektowaniu?

Pewnie dlatego, że jest to odpowiedź na high-tech boom w latach 90, gdzie wszystko było gładkie i polerowane. Teraz wahadło odwróciło się w drugą stronę. Ostatecznie osiągniemy złoty środek i zarówno wygląd "high-tech" i "handlettering" będą tylko kolejnym narzędziem dla projektantów i ilustratorów, aby osiągnąć konkretne cele. Świat staje się mniejszy z powodu globalizacji, ludzie pragną rzeczy i doświadczeń, które nie są szablonowe, rzeczy, które sprawiają, że uważają swoje życie za wyjątkowe i niepowtarzalne. Dlatego to handletteringu sięgają autorskie książki, szyldy lokalnych kawiarni, limitowane edycje…


Warto dodać, że Nate Williams jest również założycielem bardzo dobrego portalu o ilustracji, gdzie można przekierować się do stron ilustratorów z całego świata, przeczytać bloga i bardzo ciekawe artykuły. Warto więc odwiedzić adres www.illustrationmundo.com