piątek, 22 czerwca 2012

Krótka forma. Opowiadania.




Daria przez dwa aa, ale kto by się przejmował;] Każdy dostał też autorski obrazek, mnie trafiła się owca na deskorolce;]





Po wtorkowym spotkaniu autorskim Etgara Kereta w warszawskim Traffic Clubie, postanowiłam poświęcić notkę formie pisarskiej, której mistrzem jest właśnie ten autor. Promował on swój najnowszy zbiór opowiadań ,,Nagłe pukanie do drzwi” i po raz kolejny udowodnił, że na kartach każdej nowej książki potrafi opowiedzieć nieskończoną ilość historii, z których każda jest zaskakująca i zupełnie inna od poprzedniej. A przytaczane podczas rozmowy anegdoty świadczą, że pomysłów nie zabraknie mu nigdy – zawsze będzie mógł czerpać z niezwykłych spotkań i zdarzeń, które ciągle przetaczają się przez jego życie, jak i nieskrępowanej niczym wyobraźni.


Keret operuje mało popularnym i niechętnie sięganym przez wydawców gatunkiem – opowiadaniem. Tak mała forma wyczerpuje temat zaledwie na kilku stronach, nie pozwala wciągnąć się w fabułę, poznać dokładnie bohaterów, ich przeżycia, psychikę, charaktery. Tak mówią zwolennicy powieści. Ale czy to nie magiczne, przeczytać do poduszki zaledwie kilka stron tekstu i poznać nowego bohatera, jakąś ważną w jego życiu historię zakończoną zawsze mocną puentą? Bo fakt, że tekst jest krótki, nie odbiera mu prawa do bycia wymownym, barwnym i wciągającym. Opowiadanie jest moją (jak zawsze całkowicie subiektywnie) ulubioną formą literacką. Poza wymienionymi wyżej powodami, mam wrażenie, że autor zachowuje ciągłą świeżość, może bawić się językiem i formą ciągle od nowa i od nowa, zaczynając każdy tekst jak odrębne dzieło. Etgar Keret jest przykładem autora, który jest wyjątkowo wierny temu gatunkowi, ale nie ukrywajmy, większości pisarzy zbiory opowiadań zdarzają się raczej epizodycznie między kolejnymi powieściami. Najczęściej są wynikiem zebrania krótkich tekstów powstałych na przestrzeni lat, zainspirowanych jakimś bieżącym wydarzeniem, pomysłem, który wpadł go głowy. Przedstawiam więc kilku autorów, łącznie z wyżej wymienionym, których opowiadania sprawiają mi wielką radość, wciągają i zostają w głowie na dłużej.








Truman Capote.
To chyba najmniej oczywisty z moich wyborów. Amerykański pisarz najbardziej znany jest jako autor ,,Śniadania u Tiffaniego” i „Z zimną krwią”, jako prowokacyjny pisarz żyjący jak chce, otwarcie mówiący o swoim homoseksualiźmie. Mistrz prozy. Jego genialny warsztat objawił się właśnie w opowiadaniach, które pisał od młodych lat. Mówi się, że jego siła tkwiła między innymi w doskonałej pamięci, która pozwalała mu spamiętać wszystkie zasłyszane dialogi. I nie wiem, jak on to robił, ale pamiętam dokładnie wszystkie jego opowiadania – te o znudzonej panience i marynarzu, o kobiecie, która sprzedawała swoje sny…. Cenię te teksty za ich groteskowość, dystans, ale też urozmaicone psychologicznie postaci, które podkreślają złożoność i niejednoznaczność świata. Operuje realizmem, ale zdarza mu się wpleść subtelne motywy fantastyczne urozmaicające fabułę i podkreślające poruszany problem. Opowiadania Capota nigdy nie są o niczym, ukazują problemy, trudne wybory i różnice między ludźmi, nigdy nie popadając w rutynę.








Tutaj z przyjaciółką Harper Lee ( tak, tak autorką "Zabić drozda" )


Julio Cortazar.
Och, wielką mam słabość do autorów z Ameryki Południowej. Jest moim ulubieńcem, obok Marqueza. To Argentyńczyk urodzony w 1914 roku. Choć najbardziej znany jest jako autor ,,Gry w klasy” – jednej z najważniejszych powieści XX wieku, to jego opowiadania zawsze wzbudzały taki zachwyt jak długie teksty. Cortazar jest mistrzem słowa, niezwykle sprawnie operuje neologizmami, buduje zdania wielokrotnie złożone, przez co jego styl przypomina wywód myślowy. Najchętniej porusza się w stylistyce realizmu połączonego z fantastycznymi elementami. Ale nie ma się czemu dziwić – realizm magiczny jest dominantą w literaturze iberoamerykańskiej. Jego opowiadania mają w sobie taką siłę za sprawą nie tylko warsztatu pisarza, ale także jego wyobraźni i zdolności do wzbudzania niepokoju w czytelniku. O jego tekstach po prostu myśli się po ich lekturze. Napięcie, trochę magiczny i niejasny klimat pobudza fascynację tym światem. Odrobinę nierealnym, zawieszonym gdzieś w przestrzeni, bez konkretnego miejsca i czasu. Pełnego skomplikowanych bohaterów z bogatą psychiką. Świat Cortazara wciąga, fascynuje i nie pozostawia bez wpływu na resztę dnia. I ważna uwaga – jego teksty nie nadają się do czytania w metrze czy autobusie. W ten klimat należy zagłębiać się w ciszy, skupieniu i gotowości intelektualnej. Dla osób, które chciałyby zapoznać się z całą antologią opowiadań tego autora, bez szukania małych tomików i obaw, że któryś się pominie, wszystkie jego krótkie teksty zebrane zostały w 2 tomach, które bez problemu kupić można w sieciowych księgarniach. Są oczywiście na mojej półce, ponieważ kiedyś na pewno do nich wrócę, aby ponownie poznać ten dziwny świat, odkrywając kolejne dno przeczytanych już opowiadań.








Mówiąc o Cortazarze, trudno nie wspomnieć o innym pisarzu, który posługuje się podobnymi zabiegami, jego opowiadania mają bardzo podobny klimat i oczywiście, również jest przedstawicielem literatury iberoamerykańskiej.

Gabriel Marcia Marquez.
Urodził się w 1926 roku w Kolumbii i chyba każdy kojarzy takie tytuły jak ,,Szarańcza”, „Miłość w czasach zarazy” czy „Sto lat samotności” (moja ulubiona książka ever). Marquez to w końcu jeden z najsławniejszych pisarzy świata i czołowy przedstawiciel realizmu magicznego w literaturze. Choć najbardziej ceniony jest jako powieściopisarz, jego opowiadaniom również niczego nie brakuje. Utrzymane są w dokładnie takim samym klimacie. Przez litery czuć to kolumbijskie powietrze, duszną atmosferę, unoszący się kurz. Moim zdaniem nikt, tak jak on, nie łączy ze sobą świata snów, nocnych mar, czarów i magii ze światem realnym. Dzięki niezwykłemu darowi pisarza nie zadziwi odbiorcy ciało, które po śmierci rośnie w trumnie czy topielec, którym oczarowane są wszystkie mieszkanki wyspy. W tych opowiadaniach jest jakoś duszno, trochę ciasno i gorąco, ale tak fascynująco, że nie chce się być nigdzie indziej. No, ale czego innego spodziewać się po tak wybitnym pisarzu. Ale uwaga! Nie polecam sięgać po nie osobom lubiącym w życiu logikę, nie przywykłym używać wyobraźni i przebywania z dziwnymi, tajemniczymi ludźmi, którzy nierzadko są już martwi.








Ostatni pisarz, o którym chcę powiedzieć, a który, tak jak poprzedni, lubuje się w motywach fantastycznych to Etgar Keret, wspomniany na początku.


To izraelski pisarz urodzony w 1967 roku. Jest pisarzem, wykładowcą, dziennikarzem. Na podstawie jego utworów powstało ok. 50 filmów, do których współtworzył scenariusze. Opowiadania wydaje od 1992 roku i obiecuję, że wszystkie są zaskakujące. Nie mogę powiedzieć, że włada on słowem i formą pisarską tak jak poprzednicy, jego teksty nie ostają również w żadnej specyficznej, fascynującej atmosferze. Są jednak godne uwagi w zupełnie inny sposób. Albowiem Keret ma wyjątkowy dar do spotykania ciekawych ludzi, uczestniczenia w niecodziennych sytuacjach i wykorzystywania ich jako inspiracji. Jak sam przyznał we wtorek, zdarza mu się pójść za kimś miniętym na ulicy i wyobrażać sobie jego życie, kim jest, co może mu się przydarzyć, co łączy go towarzyszącą osobą. Dlatego jego opowiadania są tak pełne niecodziennych postaci, urodzonych szczęściarzy i totalnych nieudaczników. Osób fascynujących, ewokujących najróżniejsze emocje – od współczucia po śmiech. Autora nie krępują żadne ograniczenia, nie ma rzeczy, której by nie wymyślił. Dzięki tak bogatym pomysłom tworzy świat niecodzienny, pełen magii, która zawsze służy do przekazania jakieś bardzo ważnej puenty, życiowej mądrości. Myślę, że warto sięgnąć po każdy tom jego opowiadań, choćby ten ostatni, w którym można przeczytać o jego pomysłach na to, że istnieje świat, w którym żyją nasze zmaterializowane kłamstwa czy taki, gdzie nie widzimy osób, które przestaliśmy kochać.
Dla osób, które na bieżąco chciałyby mieć kontakt z jego twórczością zaznaczam, że miesięcznik Bluszcz regularnie publikuje jego felietony.