czwartek, 20 października 2011

A,B,C...Dehnel

„Nie, nie mam żadnego “planu na siebie”; kiedyś miałem być malarzem, utrzymywać się z obrazów i malowania fresków w rezydencjach nuworyszy, a pisać dla przyjemności. No i nic z tego nie wyszło, jak widać.”

Może i dobrze, że nic z tego nie wyszło, bo Jacek Dehnel to przykład na to, że literatura polska nie umarła, ba – ma się całkiem dobrze i to także dzięki pisarzom urodzonym w latach 80tych.
Surdut i laseczka. Grzeczny chłopiec z dobrego domu. „Wykwint i polot salonów belle époque”. Homoseksualista. Ilu odbiorców, tyle opinii na jego temat – dla jednych śmieszny, nieszczery, zmanierowany, pozer, do tego kiepsko piszący, dostający nagrody, bo przypomina to, co w Polsce było wartościowe. Dla drugich intelektualista i dobry autor. Osobiście dystansuję się do postaci samego Dehnela, aby nie odbierać jego książek przez pryzmat tego, jak się kreuje, bo mogłyby na tym znacząco ucierpieć. Nie jestem fanką tych lasek, kapeluszy i staromodnych strojów podkreślających arystokratyczne korzenie. Raczej z lekkim uśmieszkiem oglądam zdjęcia towarzyszące premierze ,,Saturna”, które obiegły prasę. Że taki spadkobierca kultury, dobrego wychowania. Że taki obyty, tradycjonalista, inteligent. Ale niech mu tam będzie – każdy ma jakiś pomysł na siebie.  A intelektu i talentu pisarskiego i tak mój śmiech mu nie odbierze.

Urodził się w 1980 roku, jest więc tylko 11 lat starszy ode mnie, a przy jego nazwisku już stawia się jednym ciągiem - poeta, tłumacz, prozaik, malarz. Wymienia też otrzymane nagrody (jest laureatem m.in. Nagrody im. Kościelskich i Paszportu „Polityki". "Balzakiana" była nominowana do nagród Nike i Cogito, książkę uhonorowano również Śląskim Wawrzynem Literackim). Zasiada w Radzie Programowej Galerii Zachęta. Jest felietonistą portalu Wirtualna Polska (dział Książki) i Polityki (dział "Kawiarnia literacka").  Prowadził w Telewizji Publicznej program kulturalny "Łosssskot" wraz z muzykiem Tymonem Tymańskim i dziennikarzem Maciejem Chmielem (zdjęty już z anteny). Można odnaleźć strony z wypisanymi aforyzmami i cytatami ,,z Dehnela” – ile by z niego nie kpiono, czy polska kultura zna wileu 31-latków z takim dorobkiem?


Mój początek z Dehnelem zaczął się niejako od końca – najpierw był wywiad dotyczący „Saturna”, po którego nie sposób było nie sięgnąć, potem „Fotoplastikon” i „Lala”. Na pewno postaram się nadrobić zaległe lektury, ale po tych, które przeczytałam, śmiało mogę powiedzieć, że go lubię i już. Najbardziej chwaloną z jego pozycji jest bez wątpienia "Lala". Chociaż chwaloną, to chyba złe słowo. Niech będzie docenianą, bo są tacy, co go nie chwalą ani trochę. Wystarczy przytoczyć głośny artykuł Elizy Szybowicz – Comme il faut 2. O prozie i Paszporcie Jacka Dehnela, w którym padają takie zdania jak: „Jacek Dehnel posiada parantele, koligacje, stosunki i znajomości”, „przyznano mu Paszport „Polityki” za powieść, w której historię XX wieku (częściowo głosem babci, częściowo swoim) opowiada tak, jakby nic się po drodze nie zmieniło.” Choć tekst miał być polemiką pochwał, jakie spłynęły na książkę, nie pozostawił na pisarzu suchej nitki, atakując między innymi postawę w stosunku do homoseksualizmu Jacka- pisarza i podmiotu lirycznego. W jego obronę wziął się między innymi magazyn "Lampa" i tekst Pawła Dunina-Wąsowicza Dehnel czy demon? . I na stwierdzenie Potrzebujemy rzeczowych sag rodzinnych bez niedomówień i sublimacji, bez nostalgii, ale ze zrozumieniem. Żeby nam opowiadały nas jako istnienie historyczne, konsekwencję lub niekonsekwencję tego jak żyli nasi rodzice i dziadkowie, co robili przed wojną, w czasie okupacji, w PRL-u, odpowiada - Nic nie stoi na przeszkodzie, aby za pisanie tych sag wzięli się krytycy Dehnela – Piotr Śliwiński, Igor Stokfiszewski i Eliza Szybowicz.

Przyznacie, że mało która nagroda i publikacja wzbudzają takie emocje. A co to za książka? „Lala” to nie tylko proza, historia jednej rodziny. To saga, to historia kraju, to emocje ludzi. To gadana relacja kochających się osób – babci i wnuka. To tworzenie tożsamości, patrzenie na starość, lament nad przemijaniem. Jacek Dehnel, który jest autorem, ale i bohaterem własnej powieści, od małego wzrasta wśród babcinych wykładów o literaturze, muzyce i filozofii. Słucha wspomnień Lali, swojej babci i tak naprawdę, to on ocala pamięć o losach swojej rodziny od zapomnienia. Skrupulatnie zapisuje, zbiera w całość, stara się nadać chronologię i sens często urywkowym lub rozbieżnym wspominkom. Daje też czytelnikowi duży dar – ukazuje, że proces twórczy, jakim jest pisanie książki jest trudny, często wyczerpujący, zatrzymujący w miejscu. Pisarz też ma słabsze dni, napotyka trudności, nie może znaleźć słów. Urodził jednak swoje dzieło, wyjątkowe na polskim rynku. Damian Klamka pięknie podsumował : „Tym sposobem, za sprawą współpracy najstarszego i najmłodszego członka rodziny, powstała mająca oznaki chronologicznego porządku, swoista saga rodu. Jej poszczególne drobne elementy zazębiają się z sobą, tworząc wyjątkową całość – literackie drzewo genealogiczne. W drzewie tym są jednak nadal wolne miejsca – ten, kto je czyta, a później przekazuje dalej, staje się jego nową, młodziutką gałązką.”

Wszystkim, którzy interesują się sztuką i tym, którzy się nią nie interesują, wszystkim, których fascynują trudne relacje często determinujące życie, wszystkim ojcom i synom, należy polecić ostatnią prozę Dehnela, książkę „Saturn”.
Ukazuje tutaj relacje, jakie łączyły trzech mężczyzn z rodziny Goya – genialnego malarza Francisco, jego syna Javiera i wnuka Mariano, oddając im głos. Trzy relacje, trzy punkty widzenia. Jak to jest być jedynym synem mistrza, który wyszedł z wieku dziecięcego i nie spełnia oczekiwań ojca – geniusza? Jak jest być jego wnukiem, w którym pokładane są wszystkie nadzieje? Wszystko przeplatane do tego interpretacjami Czarnych Obrazów, które są wymownym komentarzem do wydarzeń w tej rodzinie. Jak mówi sam autor, to opowieść o konfliktach, cierpieniu, romansach, seksualnej i artystycznej inicjacji, o tęsknocie…. O przekleństwie dziedziczenia i o tym, że nienawidzi się koszmarnych ojców, a kończy jak oni – z równie koszmarnymi cechami. Jak dla mnie, chyba najlepsza pozycja ostatnich miesięcy.

Jak wiesz, jestem gadułą i uwielbiam opowiadać; pisanie jest przedłużeniem tego zamiłowania. Problem w tym, że o ile opowiada się miło, o tyle pisanie jest mozolne i nieprzyjemne; ale i tak zwycięża żywioł gadulstwa, ta potrzeba, by nie tylko samemu coś zobaczyć, ale jeszcze pokazać to innym” 



1 komentarz:

  1. Ale wesoło ;) Zostałem zacytowany! Tego jeszcze nie grali :)
    Pozdrawiam
    Damian K.

    OdpowiedzUsuń