wtorek, 30 sierpnia 2011

Vladimir Dubko, czyli przepych po białorusku.


Jak na studenta grafiki przystało, czas przedstawić kogoś z mojej branży. Choć jego nazwisko może nie być wam dobrze znane, warto przyjrzeć się naszemu białoruskiemu sąsiadowi. Jego dekoracyjny, niemal koronkowy styl stał się rozpoznawalny i pozwolił spojrzeć na ilustrację wydawniczą w zupełnie inny sposób - jak na pełnoprawne dzieło sztuki. Dubko daje czytelnikom magazynów prawdziwą ucztę dla oczu i otwiera drzwi do wschodnioeuropejskiego świata.

Kilka słów formalności - Vladimir Dubko ukończył komunikację wizualną na uniwersytecie w Witebsku, po czym został dyrektorem moskiewskiego oddziału Young&Rubicam. Odbył trzyletnie stypendium we Włoszech, które najbardziej przyczyniło się do jego rozwoju. Takiej okazji może pozazdrościć mu każdy młody designer - brał udział w powstawaniu kampanii reklamowych na wszystkich ich etapach, powoli szlifując własny, niepowtarzalny styl.

Bo Dubko to bez wątpienia artysta charakterystyczny. Najlepiej mówią o tym jego ilustracje - niczym gotowe do oprawienia w ramy obrazy. Może to być wasza stylistyka lub nie, ale jedno trzeba przyznać - nie można przejść obok jego prac obojętnie. Osobiście uważam, że niektórzy artyści na wyrost posługują się ornamentem, ale w jego przypadku, to bez wątpienia atut. Kreuje dzięki niemu niezwykły, pełen detali i przepychu świat, w którym nie brak miejsca na dziwactwo, sex czy przesadę. Nie boi się być wyraźny, nie boi się ocierać o kicz. Balansuje na granicy estetyki. Robi to jednak w tak umiejętny sposób, że można mu wybaczyć praktycznie wszystko. Dla mnie dużym atutem tych ilustracji jest fakt, że często wyglądają na ręcznie robione, unikatowe a nawet jeśli nie da się nie zauważyć, że zostały wykonane wyłącznie przy użyciu komputera, dostrzegam dystans autora do tego medium. Nie używa narzędzi, jakimi są programy graficzne, jako jedynej świętości, wykorzystuje raczej jego możliwości do odzwierciedlenia swoich wizji. Sam mówi: "Projektanci zbyt często traktują komputery i wyszukany software jako sposób na przyspieszenie pracy i kopalnię gotowych rozwiązań. Dla mnie to narzędzie jak każde inne - nie może mnie zdominować, nawet jeśli to oznacza spędzenie nad jednym projektem kilkuset godzin, zamiast kilkunastu." Niewątpliwie, coś tak charakterystycznego nie mogło powstać ot tak, bez korzeni w dawniejszej sztuce. Nawiązania do secesji wydają mi się oczywiste. Czy wy również, patrząc na ilustrację niżej, macie wrażenie, że poza pracami np. Klimta, Dubko musiał widzieć kiedyś "Macierzyństwo" Wyspiańskiego?



  
Nie dziwi fakt, że współpracował z magazynami o modzie - w tym światku lubią blichtr, przesadę i dekoracyjność. Już na początku pracował dla  Fashion Collection, FAB magazine, Forbes Style Russia, Maybelline NY czy L’Oreal Paris. Warto wspomnieć, że dzięki modowej inspiracji powstały takie cykle jak “Clips&Heels” i “Count to Nine”- zestawy ilustracji prezentujących związki świata mody i sztuki.  Ja jestem fanką nie tylko jego prac pełnych koloru i ornamentów, ale także tych czarno-białych, o dużo prostszej kompozycji, ale przykuwających wzrok deseniami przypominającymi hafty. Moimi ulubionymi są te z 2007 roku dla OVS Live More!.

dla zaciekawionych, odsyłam do strony:   www.vladimirdubko.com

Tam można znaleźć między innymi informacje, że obecnie artysta mieszka i pracuje w Chinach, a znudzony komputerem jako medium, wycina swoje niezwykłe ornamenty w drewnie. Na dole jedna z tego typu prac, znaleziona przez Przemka.





  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz