wtorek, 6 września 2011

Poeta spod znaku "Dymu, Psa, Zwisu, Znaku, Lajkonika i spleenu" - Marcin Świetlicki. Krytyka Młodożeńca.

Widziano na mieście kobietę ciężarną. Dziecko przewraca się w wyrku.
Dzień dzisiaj jest kreatywny bardzo. Słoń zrobił kupę w cyrku.
Widziano na mieście kobietę ciężarną. Dziecko przewraca się w wyrku.
Wszystkiemu winna jest SOLIDARNOŚĆ. Słoń zrobił kupę w cyrku.





Cały Świetlicki – dla jednych zbyt kontrowersyjny, dla innych typowy krakus, złośliwy, szyderca. Są też tacy, którzy pokusili się o określenie ostatni romantyk, sentymentalista. Nikt jednak nie zaprzeczy, że pod powłoką pogardy dla polityki, obrazoburczych sformułowań i epatowania buntem, kryje się autor szalenie inteligentny, z subtelnym poczuciem humoru. Trafny komentator , towarzysz w codzienności – nikt, tak jak on, nie potrafi zawrzeć życiowych prawd ukrytych gdzieś między kolejnym papierosem, przystankiem czy kieliszkiem wódki.

Urodził się w 1961 w Lublinie. Od 24 lat nieprzerwanie mieszka w Krakowie, gdzie usiłował skończyć polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zapytany przez dziennikarza Newsweeka, jak interpretować jego poezję, odpowiedział: ,,Zapytaj mnie pan jak skończę filologię polską, może się dowiem” – ot, spadkobierca Szymborskiej. Jest człowiekiem wielu talentów, nie przesiaduje w Ambasadzie Śledzia, odcinając kupony od napisanej już poezji. Ma dorobek literacki, muzyczny, radiowy, filmowy i telewizyjny a także dziennikarski - przeprowadził kilkadziesiąt wywiadów dla „Wysokich Obcasów”, jest jednym z założycieli Stowarzyszenia Miłośników Kryminału i Powieści Sensacyjnej „Trup w szafie”, jurorem Nagrody Wielkiego Kalibru, laureatem Nagrody Trakla i Nagrody Kościelskich. Podobno bardzo żałuje odmowy przyjęcia Paszportu  „Polityki”.

Dla tych, którzy z poezją Świetlickiego są dobrze obeznani, dla słuchaczy Świetlików, wydane w tym roku Wiersze są tytułem obowiązkowym. Tom zawiera 535 utworów poetyckich, niektóre z nich nigdy wcześniej nie były publikowane. Umieścił on chyba jedyny klucz do interpretacji swoich wierszy we wstępie, mówiąc: ,,Poezję robi się przeciw. Przeciw instytucji, jakkolwiek by się nazywała. Przeciw każdej władzy. Przeciw niesprawiedliwości. Przeciw głupocie. Przeciw złym ludziom. Poezja jest ryzykiem. Poezja jest odwagą. Poezja jest niebezpieczna. Wszystko inne to łatwe przetłumaczalne na wiele języków świata bajdurzenie”. A jako autorka prozy nie mogę mu przytaknąć.

Słyszałam dużo entuzjastycznych okrzyków przy okazji premiery Wierszy ( skądinąd prezent na pięćdziesiąte urodziny – przedni). Głośno było na portalach, na językach, czuło się coś w atmosferze, między fanami poety. Ja również cieszyłam się na wieść o tym szczególnym zbiorze. I rozczarowana jestem tylko dwoma rzeczami – a może aż dwoma. Nie, nie! Absolutnie nie poezją przecież! Po pierwsze – dzięki roku Miłosza, to publikacje na jego temat dostały wszystkie możliwe dofinansowania (nie twierdzę przecież, że niesprawiedliwie). Co to ma do Świetlickiego? A to, że za jego Wiersze zapłacić trzeba ok 80zł, za Miłosza 50. Nieznaczna różnica? Każdy student przyzna mi chyba rację, ale winić nie można przecież samych autorów, a narzekań na politykę państwa nie znajdzie się tutaj więcej miejsca.

Także przyczepię się bardziej do drugiej rzeczy. I tu może zaskoczenie – do okładki. Czy mi się podoba, czy mi się nie podoba, nie o to się rozchodzi. Jak wiadomo, jej autorem jest Piotr Młodożeniec, syn swojego ojca. Grafik z grafika, rysownik z rysownika, ilustrator z ilustratora. Prywatnie uważam, że aż nadto czerpie ze spadku swojego ojca, że nie poszukuje, nie kreuje a jedynie kontynuuje. Nawet nie mogę powiedzieć, że jest wierny stylowi ojca, on go po prostu naśladuje, wiernie odtwarza. Kolory, zamiłowanie do grubej kreski, proste kompozycje, umyślna niestaranność. Ale to, a propos okładki Świetlickiego, mogłabym przemilczeć. Nie da się jednak nie zauważyć lenistwa Pana Piotra. Ten, kto widział plakat wystawy prac Jana Młodożeńca w 2011 roku, stworzony przez jego syna bez wysiłku zauważy, że do złudzenia przypomina okładkową grafikę. Jakby tego było mało – spójrzcie też na plakat festiwalu literackiego z 2008 roku. Braku inwencji i długotrwałemu lenistwu, szczególnie w sztuce, mówię stanowcze NIE.











Ale żeby koniec nie był gorzki, brutalny wiersz o życiu. O egzystencjalnych problemach między zmysłowym światem gotowania.

Woda. Zawrze. Wrzuć. Posól.
Dwadzieścia minut. Pociąć.
Zalać jogurtem. Cukier.
Kilkanaście kryształków. Ćwierć łyżeczki soli.
Do lodówki. Tymczasem. Rzucić szpinak.Spojrzeć
na ryż. Trzy ząbki
czosnku zgnieść. Sól. Pieprz. Tyle wszędzie soli.
Tyle wszędzie. Pomodlić
się, by jej nie było za wiele. Ale bez niej też źle.
I gdybym umiał, gdybym umiał płakać!
I wykonuję setkę obraźliwych gestów.
W stronę. I robię obiad i go jeść nie będę.
Robię, bo trzeba robić.



2 komentarze:

  1. Okładka masakrycznie mi się nie podoba, tak samo jak strony naśladujące ją w środku książki. Jakoś tak w ogóle mi się nie komponuje z treścią, która owszem czasem jest skandalizująca, ale nie jest tak jaskrawa i delikatnie "prostacka" (bo tak mi się kojarzą te grube, kolorowe litery).
    Poezji, jak wiesz nie cierpię :P ale Wiersze na mojej półce stanąć musiały :)
    No i mam poniekąd wrażenie, że z Panem Świetlickim myślę czasem podobnymi słowami ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. a mi się ten sposób kompozycji nawet podoba, ale to jest styl Jana i tylko Jana. A Piotr, na tak solidnych podstawach, mógł stworzyć coś wyjątkowego. No, ale po co, skoro wszystko ma podane na tacy...

    OdpowiedzUsuń